środa, 22 lutego 2017

Wojciech Kuczok

Wojciech Kuczok (ur. 18 października 1972 w Chorzowie) – polski prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy, speleolog.


Ludzie tak naprawdę mogą mieszkać tylko w innych ludziach. Depresja to nic in­ne­go, jak bezdomność. Na depresję cierpią ludzie, którzy nie mają w kim mieszkać.

Miłość poznaje się po tym, że czyjegoś głosu pragniesz bardziej, niż ciszy; kochać to zgodnie przerwać rozmowę, żeby posłuchać deszczu...

Z psychopatologii widza multikinowego przejąłem zgubny nawyk spóźniania się na seans co najmniej kwadrans, żeby nie oglądać reklam.

Chyba nie ma czegoś takiego jak czyste szczęście lub nieszczęście, są jakieś wzloty i upadki. Ale też nigdy w życiu nie przypuszczałem, że z taką dumą będę mówił: „mieszkam na wsi”, „jestem wieśniakiem”. Życie na wsi wpływa też na uspokojenie życia rodzinnego, bo każde z nas ma sporo przestrzeni tylko dla siebie. Tylko z pisaniem u mnie jak zwykle kiepsko. Teraz niczego nie brakuje – mam spokój, naturę na wyciągnięcie ręki, gabinet na drugim piętrze z widokiem na góry, a pisać nie chce mi się tak samo, jak mi się nie chciało, kiedy mieszkałem w mieście.

Cokolwiek by mi się dobrego przez te minione czterdzieści lat przytrafiało w życiu zawodowym czy prywatnym, wciąż czułem, że w głębi ducha skowyczę; mnie miasta naprawdę śmiertelnie męczą.

To co jest moją największą zmorą, to poczucie, że czas zaczyna bardzo szybko uciekać. Czuję organicznie, że przekroczyłem już połowę życia. Nie wiem, kiedy to się stało, ale wyraźnie czuję, że to już jest finałowe odliczanie, coraz szybsze. Że za chwilę zacznie się proces tracenia pewnych od urodzenia przypisanych mi uczuć, zjawisk, ludzi, zaczną umierać moi bliscy, zacznę sam się starzeć, nie będę w stanie robić tego, co sprawia mi przyjemność: grać w piłkę, wspinać się, biegać. Czas staje się coraz bardziej uciążliwy, przerażający. Zaś będąc w jaskiniach, ulegam bardzo silnie złudzeniu, że czas nie płynie. Jaskinie są absolutnie takie same przez miliony lat.

Z grafomanią jest jak z onanizmem: wszyscy muszą przejść przez ten okres, ale w skrajnych przypadkach to zostaje na całe życie.

  • Gnój
Miał tak twarde dłonie, że kiedy przytulał swoje dzieci, zostawiał im siniaki

Im bardziej umierał, tym bardziej odżywał.

Byłem, słuchem swojego pokolenia, tylko słuchem, bo głosu nikt mi nie udzielił.

Czas jej dodawał odwagi, lecz i ujmował nadziei.

Nigdy nikomu nie powiem „za moich czasów”, bo żaden czas nie był mój, nawet kiedy go miałem.

Jak najwięcej wydajności przy jak najmniejszej obecności – oto, czego się od nas żąda.

Nie mieli pomysłu na starość, tak jak wcześniej nie mieli pomysłów na życie.

Nie interesowali jej chłopcy odważni, proszący do tańca, podrywający, zachęcający, jej uwaga kierowała się ku krzesłom pod ścianami, na których wiercili się skrępowani nieśmiałością młodzi melancholicy, głodnym wzrokiem wodzący po falujących na parkiecie sukniach, po migawkowo odsłanianych w pląsach i obrotach nóżętach, po dekoltach uchylających w skłonie tajemnice półokrągłych cieni; młodzieńcy ci, udręczeni nałogiem onanizmu, wychylali kolejne kufle dla kurażu i koordynacji zmysłów, cóż, kiedy wciąż nie mogli oderwać się od swoich siedzisk i poprosić którejś z panien, choćby najbrzydszej na początek, do tańca. Ginęli więc kolejno w śnie pijackim albo oddawali się rozmowom w obrębie własnej płci, usiłując wspólnie ulżyć kompleksom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz