wtorek, 21 lutego 2017

Stanisław Lem

Stanisław Herman Lem (ur. 12 września 1921 we Lwowie, zm. 27 marca 2006 w Krakowie) – polski pisarz science fiction, filozof i futurolog oraz krytyk. Jego twórczość porusza tematy takie jak: rozwój nauki i techniki, natura ludzka, możliwość porozumienia się istot inteligentnych czy miejsce człowieka we Wszechświecie. Dzieła Lema zawierają odniesienia do stanu współczesnego społeczeństwa, refleksje naukowo-filozoficzne na jego temat, a także krytykę ustroju socjalistycznego.


To, co czuję jest dla Ciebie nieużyteczne, wiem. Ale kiedyś będziesz miał wiele rzeczy za sobą i mało przed sobą. Będziesz może szukał wśród wspomnienia jakiegoś oparcia, czegoś, od czego zaczyna się rachubę lub na czym się ją kończy. Będziesz już całkiem inny i wszystko będzie inne, i nie wiem, gdzie będę, ale to nie ważne. (...) Pomyśl wtedy, że mogłeś mieć moje sny i głos i troski i nieznane mi jeszcze pomysły. I moją niecierpliwość i nieśmiałość, że w taki sposób mogłeś mieć świat po raz drugi. A kiedy będziesz tak myślał, nie ważne będzie, żeś nie umiał, czy nie chciał tego mieć. (...) Ważne będzie tylko, że byłeś moją słabością i siłą, utratą i odzyskaniem, światłem, ciemnością, bólem – to znaczy życiem… Będziesz trwał w pyle, w który zmieni się moja pamięć zatrzymana na zawsze, silniejsza niż czas, niż gwiazdy, silniejsza niż śmierć… (...) Milczysz? To dobrze. Nie mów „zapomnij”. Nie mów tak. Jesteś przecież rozumnym mężczyzną. Więc gdybym zapomniała, to nie byłabym już ja, bo Ty wszedłeś we wszystkie moje rzeczy, zmieszałeś się z najdawniejszymi wspomnieniami, doszedłeś tam, gdzie nie ma jeszcze myśli, gdzie nie rodzą się nawet sny. I gdyby ktoś wydarł Cię ze mnie, zostałaby pustka, jak gdyby nigdy mnie nie było… (...) Chciałam o Tobie zapomnieć, jednak gdy patrzyłam na Błękitną Ziemię, było tak, jakbym patrzyła na Ciebie. Bo Ty jesteś wszędzie, gdzie patrzę.

Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.

Jak się tak leży godzinami w nocy, to myśleniem można zajść bardzo daleko i w bardzo dziwne strony, wiesz...

Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.

Idiotów uszczęśliwić można byle czym, z rozumnymi jest gorzej. Rozumowi niełatwo dogodzić. Rozum bezrobotny to wprost jedna zmartwiona dziura, nicość, potrzebne mu są przeszkody. Szczęśliwy przy ich pokonywaniu, zwyciężywszy, wnet popada we frustrację, a nawet wariację. Trzeba mu więc stawiać przeszkody wciąż nowe, podług jego miary.

Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas.

O tym, że się jest szczęśliwym, wie się dopiero potem, kiedy to minęło. Człowiek żyje zmianą.

Nikt nie może być mi bliższy ode mnie, a ja, ja jestem sobie czasem taki daleki...

Myślę, że oni zrobili okropną rzecz. Oni zabili w człowieku człowieka.

Nic mnie tak nie doprowadza do rozpaczy jak opowiadanie bzdur.

Mnie na niczym nie zależy, wiesz. Na niczym. Oprócz ciebie. Muszę cię widziec. Muszę patrzeć na ciebie. Muszę słyszeć twój głos. Muszę i nic mnie więcej nie obchodzi. Nigdzie. Jeszcze nie wiem, co będzie z nami. Przypuszczam, że to się źle skończy. Ale mi wszystko jedno. Bo już jest warto. Dlatego, że ja mówię, a ty słyszysz. Rozumiesz?

Nauka nie zajmuje się takimi własnościami bytu, do których należy śmieszność. Nauka objaśnia świat, ale pogodzić się z nim może jedynie sztuka.

Czerwień kobiecych warg jest po to, żeby nie było na nich znać krwi, wyssanej przy pocałunkach.

Zrozum, takie pojęcia abstrakcyjne, jak wiara, bóg, moralnośc, dusza, nie dają się w ogóle ujednoznacznić w obrębie kalkulatora.

Kogo traci ten, kto umiera? Siebie? Nie, bo umarły to nieistniejący, a ten, kto nie istnieje, nie może niczego utracić. Śmierć jest sprawą żywych – jest utratą kogoś bliskiego

Kto szuka spokoju, ciszy, łagodności, znajdzie to wszystko na cmentarzu, ale nie w życiu.

Dwa są rodzaje mądrości: jedna umożliwia działanie, druga zaś od takowego powstrzymuje.

Tacy już są ludzie: dają chętniej wiarę najbardziej nieprawdopodobnym bzdurom aniżeli autentycznym faktom.

Kiedy stoję i patrzę w gwiazdy - to, co odczuwam przy tym, co myślę, jest już tylko moją własnością, nie świata.

Albowiem mądrość polega na tym, żeby zlecić komuś innemu robotę, którą miało się samemu wykonać.

Obecnie w zalewie tandety tonąć muszą publikacje cenne, ponieważ łatwiej jest odnaleźć książkę wartościową wśród dziesięciu kiepskich aniżeli ich tysiąc w milionie.

Człowiek potrafi owładnąć tym tylko, co może pojąć, a pojąć z kolei może jedynie to, co się da wysłowić. Niewysłowione jest niepojęte.

Też coś! Jakie ubóstwo? Idiota jest, według pana, ubogi duchem? Proszę pana, jego dusza to rajski ogród, tyle że wstęp do tego ogrodu nie kosztuje ani złamanego szeląga! Wiele musi się namęczyć człowiek inteligentny, zanim znajdzie książkę, która go zaspokoi, sztukę, która wypełni jego olbrzymie wymagania, kobietę, której duch i ciało staną na pożądanej przezeń wysokości! Idiota natomiast ni jest wybredny, idiocie wystarczy ble co, żeby rozfalował się ocean jego wzruszeń! Dlatego, proszę pana, idiota ma wszystkiego w bród! Człowiek inteligentny toby tylko grymasił, ulepszał, poprawiał, a to nie tak, a tamto nie dobre, a idiota jest zadowolony, łaskawy panie!

Szanuję go za to, że wyprowadza mnie z równowagi.

Od nadmiaru urody pękają więzy małżeńskie, od zbytniego rozumu przychodzi samotność, od bogactw – szaleństwa.

Ale ja nie miałem domu. Ziemia? Myślałem o jej wielkich zatłoczonych, huczących miastach, w których się zgubię, zatracę prawie tak, jak gdybym uczynił to, co chciałem zrobić drugiej czy trzeciej nocy - rzucić się w ocean ciężko falujących ciemności. Utonę w ludziach. Będę milkliwym i uważnym, a przez to cenionym towarzyszem, będę miał wielu znajomych, nawet przyjaciół, i kobiety, a może nawet jedną kobietę. Przez pewien czas będę sobie musiał zadawać przymus, aby uśmiechać się, kłaniać, wstawać, wykonywać tysiące drobnych czynności, z których składa się ziemskie życie, aż przestanę je czuć, Znajdę nowe zainteresowania, nowe zajęcia, ale nie oddam im się cały, niczemu ani nikomu, już nigdy więcej. I być może będę patrzał w nocy tam, gdzie na niebie ciemność pyłowej chmury jak czarna zasłona powstrzymuje blask dwu słońc, pamiętając wszystko to, co myślę teraz, i wspomnę z pobłażliwym uśmiechem, w którym będzie odrobina żalu, ale i wyższości, moje szaleństwa i nadzieje. Wcale nie uważam tego siebie z przyszłości za coś gorszego od Kelvina, który gotów był na wszystko dla sprawy zwanej Kontaktem. I nikt nie będzie miał prawa mnie osądzić.

Dziwna rzecz, doprawdy, jak nierozumnym stworzeniem jest istota rozumna, zwłaszcza przyciśnięta okolicznościami.

Chcemy istnieć, a nie przemijać, zmieniać się, a trwać, być wszystkim, nie ryzykując nic.

To, co wiem, nie jest równoznaczne z tym, co istnieje. Co może istnieć.

To co się stało, może być straszne, ale najstraszniejsze jest to, co się... nie stało. Nigdy.

Nie tylko głupia jest bowiem, ale i uparta jak kloc, czyli ma charakter, zresztą właściwy idiotom, bo oni zwykle są szalenie uparci.

Piszę te słowa o trzeciej w nocy, załamany. Cóż mogę do tego dodać? Rozważę poważnie projekt ucieczki od cywilizacji, zaszycia się w jakąś głuszę. Nawet Galaktyka przestała mnie wabić, jak nie kuszą podróże, gdy nie ma z nich dokąd wrócić.

Odłamek bursztynu, położony na czarnym aksamicie, to obiekt godny uwagi; sto miliardów takich odłamków to tylko olbrzymia kupa mętnożółtawego szkliwa, przywodząca na myśl nie tyle klejnoty, ile rozjechany traktorem ładunek butelek po piwie.

Wszystko, cokolwiek istnieje, bywa przedmiotem drwin. Nie ostoi się wobec nich żadna godność, wiadomo bowiem, że ten i ów śmie podrwiwać nawet z królewskiego majestatu. Śmiech uderza w trony i państwa. Jedne ludy drwią z innych lub z samych siebie. Bywało, że wyszydzano to nawet, co nie istnieje — czyż nie śmiano się z mitycznych bogów? Nawet zjawiska pełne powagi, ba — tragiczne, bywają przedmiotem żartów. Dość wspomnieć o humorze cmentarnym, o pokpiwaniu ze śmierci i nieboszczyków. Zresztą szyderstwo nie zatrzymało się w atakach i wobec ciał niebieskich. Weźmy choćby słońce lub księżyc. Księżyc bywa przedstawiany jako chytry chudzielec z rogatą czapką błazeńską i wystającym jak sierp podbródkiem, słońce zaś jako pyzaty, poczciwy grubas w rozczochranej aureoli. A jednak, choć przedmiotem kpin jest zarówno królestwo życia jak i śmierci, zarówno rzeczy małe jak wielkie, jest coś, czego nikt dotąd nie ośmielił się wyszydzić ani wyśmiać. Przy tym owa rzecz nie należy do rzędu takich, o których dałoby się zapomnieć, które ujść mogą uwagi, albowiem idzie o wszystko, co istnieje, to znaczy o Kosmos. Jeżeli zaś zastanowisz się nad tym, królu, pojmiesz, jak bardzo jest Kosmos śmieszny...

(...) jeśli cokolwiek może się zepsuć, na pewno się kiedyś zepsuje. (...) Pan Bóg, stwarzając świat, nie wziął pod uwagę statystyki i dlatego, kiedy zaczęły się awarie, i to już w raju, użył cudów, ale było już za późno, bo nawet cuda nie pomogły.

Idiotów uszczęśliwić można byle czym, z rozumnymi jest gorzej. Rozumowi niełatwo dogodzić. Rozum bezrobotny to wprost jedna zmartwiona dziura, nicość, potrzebne mu są przeszkody. Szczęśliwy przy ich pokonywaniu, zwyciężywszy, wnet popada we frustrację, a nawet wariację. Trzeba mu więc stawiać przeszkody wciąż nowe, podług jego miary.

Prawdziwą grozę, jak i przejmujący zachwyt, wzbudzają w człowieku wydarzenia ani zbyt gigantyczne, ani nadto drobne. Nikt nie zdoła doświadczyć gwiazdy jak kamienia czy brylantu. Najmniejsza z gwiazd, ocean oceanów wiecznego ognia, już z dystansu miliona kilometrów staje się wybiegającą za horyzonty ścianą żaru, a w zbliżeniu zatraca wszelki kształt,(...) Z resztą ta sama prawidłowość udaremniająca przeżycie jako doznawanie ogromu, działa wśród samych ludzi. Można współczuć mękom jednostki, rodziny, lecz zagłada tysięcy tak samo jak milionów istnień jest zamkniętą w liczbach abstrakcją, której treści egzystencjalnej nie da się ogarnąć.

Nie ma takich bredni, w które ludzie nie byliby w stanie uwierzyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz