środa, 22 lutego 2017

Marek Hłasko

Marek Hłasko (ur. 14 stycznia 1934 w Warszawie, zm. 14 czerwca 1969 w Wiesbaden) – polski prozaik i scenarzysta filmowy.

To wcale nieprawda, że z człowiekiem trzeba zjeść beczkę soli, aby go poznać. To jest taka sama złuda jak mądrość starców i jak to, że człowiek zmienia się co ileś tam lat. Bo naprawdę, to wszystko wie się o drugim człowieku od razu, zaraz od pierwszej chwili, od pierwszego słowa. Tak jest naprawdę, ale ludzie przestali wierzyć samym sobie i swoim duszom. I może to właśnie jest najgorsze na świecie. Bo dzisiaj nikt nie jest na tyle silny, żeby móc uwierzyć sobie. I może to właśnie jest najgorsze.

Samotny mężczyzna stanowi zawsze jakąś całość, której nigdy nie stanowi samotna kobieta; kobieta, która nigdy nie potrafi znaleźć oparcia u samej sobie — w swoim ciele, w swoich przyzwyczajeniach i w swojej głupocie — to właśnie, co potrafią miliony samotnych mężczyzn, którym wystarcza pies, pieniądze czy alkohol. I dlatego w życiu kobiet jest tak wiele przypadkowości, które mężczyźni uważają za kurewstwo, tylko za kurewstwo, a nie za nic innego; a co jest tylko wiecznie podejmowaną i wiecznie przegrywaną próbą akceptacji drugiego głosu i drugiego ciała; nawet jeśli ten drugi głos, to drugie ciało chce zabić lub zniszczyć — to, czego nigdy nie zaakceptowałby drugi mężczyzna. Nawet jeśli by to rozumiał; nawet jeśli by to w jakiś sposób pochwalał, czy chciał pochwalić, bo myślałby przy tym o samym sobie i to by zabawiło jego próżność. I to jest właśnie to biedne, rozpaczliwe i niezmienne kurewstwo kobiet.

Ty jesteś tak zwana mądra kobieta, o ile takie istnieją. To znaczy najbardziej nieszczęśliwa. Dlatego, że jesteś mądra. Że wszystko rozumiesz, że wszystko wybaczasz, że wszystko potrafisz mądrze ustawić. Za mądrość płaci się cierpieniem, Krystyno. Biedne nieszczęśliwe, mądre kobiety. Żal mi was, bo prawie zawsze giniecie przez głupców. Jesteś mądra Krystyno. Jesteś piekielnie mądra, ty idiotko.

Raz w życiu pomyliły mi się kroki i od tego czasu chodzę krzywo.

Czasami nie chodzi o to aby zmieniło się na lepsze. Najczęściej chodzi o to aby zmieniło się na cokolwiek.

Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie.

-Trzeba żyć, kochani - powiedział Dziewiątka - Trzeba żyć i cieszyć się, i płakać, i przeklinać, i diabli jeszcze wiedzą co robić, ale nie wolno wspominać.

(...) nie widziałem jeszcze ludzi, którzy spotkaliby się w dobrym miejscu życia. Takiego miejsca w życiu nie ma i być nie może. Zawsze zdaje się, że jest zbyt późno lub zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie.


Niedługo kupię dużo książek i będę je czytać. Wieczorami pójdę sobie do kina, a nocami będę słuchał deszczu spadającego na miasto. I tak będzie aż do wiosny. I aż do wiosny nie będę do nikogo mówił o miłości.

- Więc kiedy bywa się razem?
- Nie wiem. Może wtedy, kiedy jest się samemu. I kiedy tego drugiego człowieka już nie ma, i kiedy wiesz, że nigdy już nie wróci do ciebie. Może wtedy jesteś z nim naprawdę i na zawsze. Jeśli umiesz go pamiętać.


Płaczesz? To dobrze. Jeśli jeszcze człowiek potrafi płakać, to wszystko można zacząć.

Kiedy po raz pierwszy ktoś zacznie rozdeptywać ci palce, myślisz, że to nieprawda, a potem przychodzi zdziwienie, że człowiek może coś takiego zrobić z drugim człowiekiem. Ale nie bardzo masz czas to przemyśleć, bo właśnie oddają ci mocz na twarz i ty znowu myślisz, że to nieprawda, że bo przecież ten człowiek rozkraczony nad tobą ma takie samo serce, nerki i ten sam wstyd.

Wielka miłość zdarza się w życiu tylko raz, wszystko, co następuje potem, jest tylko szukaniem tej utraconej miłości.

Wszystko, co czyni człowiek, czyni z tęsknoty za lepszym życiem.

To wiek dwudziesty(...): Izolda mieszka w burdelu, a Tristan pije z sutenerami na rogu. Ludzie mają dziś mało czasu na wielkie uczucia; zrywają się rano, chłepczą swoje zupki w barach mlecznych, tłoczą się w tramwajach, kupują w domach towarowych tandetne meble na raty, kłócą się z konduktorami o pięć groszy i tak dalej.(...) Każde szczęście przychodzi złą drogą.

- Jak ty możesz w ten sposób odpowiadać matce? Matce, która cię wydała na świat.
- Jesteś pewien, że świat jest aż tak piękny, aby to stanowiło powód do wdzięczności?


- Powiedz mi po angielsku: umiałam robić tak, abyś kochał mnie w deszczu.
- You made me make love to you in the rain.
- Nie możesz tego powiedzieć inaczej?
- Mogę. - Powiedziałem. - You made me fuck you in the rain.



Obudzili się o świcie tak mocno przytuleni do siebie, iż pierwszym uczuciem , jakiego doznali, było zdziwienie, że całą noc spali twardym i zdrowym snem, w którym nie przeszkadzała im bliskość. Chłopak poruszył się i podniósł na łokciu; patrzył przez chwilę na dziewczynę gorącymi oczyma, potem rzekł:
— Powiedz coś głośno, jeśli to wszystko naprawdę.
Dziewczyna roześmiała się. Objęła jego głowę nagimi ramionami i przytuliła go do siebie; była ciepła jak chleb. Przez chwilę słuchał twardego bicia jej serca, potem ona rzekła bardzo cicho:
—Myślisz, że to sen.
—Nic nie wiem — rzekł. — Ty nie wiesz, ile razy przez całą noc byłaś ze mną, mówiłaś do mnie, śmiałaś się do mnie; wyznawałaś mi takie rzeczy, o których marzyłem, a kiedy przychodziło rano i budziłem się, widziałem obok siebie puste miejsce.



A ja nie lubię światła; lubię ciemność, która uwalnia nas od naszych twarzy i od naszych cieni.

Jesteśmy świadkami fenomenalnego zjawiska, polegającego na wzajemnym mijaniu się ludzi; na nieumiejętności nawiązania kontaktu; nieumiejętności spędzania wolnego czasu.

I dlatego właśnie wymyślili małżeństwo i przysięgę wierności, iż wiedzieli, że nic na świecie nie pasuje tak źle do siebie jak kobieta i mężczyzna".

Wszystko, co było dawniej, wydaje się dziwne. [...] Czasem wydaje się, że tego w ogóle nie było. Czasem wydaje się to wszystko straszne, czasem śmieszne, czasem głupie. Ale nie takie, jakie było naprawdę.


Znałem tu wiele miejsc i wielu ludzi. ale dlaczego nie potrafiłem o tym pisać? Dlaczego potrafiłem to czuć, a nie umiałem o tym mówić - nie wiem. Dlaczego nie powiedziałem i nie napisałem nigdy, iż nie ma większego nieszczęścia jak życie w nieświadomości boga; jak życie wbrew jego przykazaniom - nie wiem. Dlaczego nie umiałem nigdy powiedzieć, że największym grzechem jest stracenie miłości drugiego człowieka - nie wiem. Może było za gorąco, a może po prostu zapomniałem.

-Wszystko, co mi możesz pomóc, to tylko mnie kochać. Zrobię co będę mógł, żebyś była szczęśliwa.
-Będę szczęśliwa, jeśli Tobie będzie dobrze


nie wiem co można zrobić przez szesnaście godzin. można się najeść, zakochać, zabić... ale przekonać człowieka? to się czasem nie udaje przez całe życie.

(...) myśl moja, jak wściekły bumerang, wciąż wracała do pewnej sprawy, do pewnego człowieka, którego kochałem naprawdę ze wszystkim złym i dobrym, co tylko może dać miłość, i przypominałem sobie tę noc, kiedy prowadziłem ją do siebie do domu po raz pierwszy, padał wtedy śnieg pomieszany z deszczem, nad miastem kulił się listopad i brnęliśmy przez kałuże w milczeniu, nie mówiąc do siebie ani słowa, tak że słychać było w ciszy miasta tylko nasze kroki i krople spadające ze skostniałych drzew; a potem przyszedł ranek i kiedy obudziłem się koło niej, nie odczułem ani radości, ani szczęścia, tylko po prostu strach, nikczemny, zwierzęcy strach, że to się kiedyś, nieuchronnie, jak wszystko dobre skończy lub zamieni w gnojowisko, i dopiero wtedy zrozumiałem, na czym polega nędza i głupota tego wszystkiego, co ludzie dotąd napisali o uczuciach;(...)Przypomniałem sobie te wszystkie następne miesiące, które nastąpiły potem, kiedy brnąłem przez miasto, przez ludzi, przez życie, z tępym bólem czegoś, co nazywa się sercem, ale jest chyba tylko samym, właściwym, prawdziwym, jedynym piekłem; kiedy codziennie umierałem i zmartwychwstawałem na nowo, aby kochać i aby przegrywać swoją miłość; i kiedy zrozumiałem, że właściwie w tej największej sprawie życia ludzie nie są w stanie pomóc sobie nawzajem i że są wobec siebie bezwładni jak kukiełki, którym puszczono sznureczki.”
"Amor nie przyszedł dziś wieczorem


Za bardzo kochała. Te właśnie psują wszystko najszybciej i najdokładniej. Chcą dostać tyle samo, ile dają i pewnego dnia wali się wszystko. Wtedy odchodzą.


(...) wszystko jest piękne, nawet na pewno, jeśli się ma te dwadzieścia parę lat. Wtedy są złudzenia i miłość - i wszystko jest do zdobycia, bo właśnie te głupie dwadzieścia lat. A potem przychodzi życie twarde, bezlitosne, obedrze człowieka do naga z tych złudzeń - i wtedy już nic nie zostanie z tych dwudziestu i z tej wiosny, i z tej miłości... Z początku człowiek cierpi, szuka jeszcze swoich złudzeń, potem przestaje cierpieć, tyje, sam sobie pluje w mordę, śmieje się z tego co było w nim kiedyś najlepsze. Śmieje się, śpiewa głupie piosenki i boi się przyznać, że sam miał kiedyś dwadzieścia lat i wiosnę. A potem już nie ma żadnych marzeń, to już niepotrzebne, tylko tak - z dnia na dzień".

- Trzy dni - rzekła. - Cóż to jest? 
- Trzy dni - powtórzył. Uśmiechnął się. - Mój Boże, trzy dni. Wyobrażenia nie masz, ile się może pozmieniać przez trzy dni. To strasznie długo.
- Cóż to jest trzy dni wobec całego życia?
- Wiele. Czasem wszystko można stracić przez trzy dni.


Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec. Brzęk kajdan, którymi skuty jesteś z drugim człowiekiem, milszy jest czasem od samotnej pieśni na drodze.

No i jacyż oni są, ci dwudziestoletni ludzie, którzy przegrali już wszystko, zrezygnowali ze wszystkiego i biernie oczekują na dalsze - ciemne i niepotrzebne - życie. Tragiczni czy komiczni? Może jedno i drugie? Oni są słabi; nie tragiczni i nie śmieszni, tylko tragicznie, przeraźliwie słabi.

Nie czuj żalu do nikogo, kiedy będziesz zdychać. (...) Ani do tego miejsca, które zostawiasz za sobą. To miejsce nie jest warte ani jednej minuty żalu. I jeśli będziesz mógł, to nie zostawiaj za sobą nawet pustego miejsca, gdyż puste miejsce może coś oznaczać, a ty i ja nie oznaczamy niczego.

przyjechałem tutaj, żeby pamiętać; teraz ucieknę z tobą, żeby zapomnieć.

Lepiej się rozstać. W każdej sprawie ludzkiej istnieje krąg, którego nie powinno się przekraczać. Lepiej odejść i ocalić chociażby wspomnienia. Szacunek. Godność. To mimo wszystko nie są takie głupie sprawy, jakby się zdawało.

I myślałem o tym, iż niedługo zjawią się deszcze i wtedy włosy jej stracą sypkość i staną się cięższe; lecz nie wiedziałem czy przejmą zapach deszczu, a teraz nie wiedziałem, czy nauczę się tego, tak jak nauczyłem się zapachu jej włosów w czasie lata, w czasie nocy i w czasie mgły. I wszystko, co wiedziałem, całą moją uciułaną o miastach, ludziach i książkach wiedzę oddałbym za nauczenie się zapachu jej włosów w czasie deszczu.

Czy pan wie, jak wygląda las o świcie? I jelenie, które uciekają przed cieniem samolotu? I ta cała ziemia, która jest jeszcze pełna spokoju, snu i ładu, a pan patrzy na to z góry i nie może uwierzyć, że tutaj dzieje się tyle zła.

Można przejść przez każde piekło, można przeżyć każdą tyranię, można wydostać się z każdego bagna i z każdej udręki, jeśli istnieje choć odrobina pewności czy choćby nadziei, że gdzieś istnieje człowiek, który chodzi tak samo jak ty, oddycha tak samo jak ty; tak samo cierpi, poszukuje czy walczy pozostając czystym.

Przed każdym dobrym uczuciem człowieka trzeba klękać jak przed świętością, jak przed gwiazdą. Ochraniać, nieść jak światło, a jeśli jest tego chociaż iskierka, to dmuchać aż do utraty tchu.

Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie.

Podeszła do okna, a ja patrzyłem na nią, widząc teraz delikatne zmarszczki wokół jej oczu, niewidoczne w świetle dnia (...) I znów pomyślałem o tym, iż przyjdzie zima, i nie wiedziałem, czy chłód i śnieg zabiorą zapach jej włosów; i pomyślałem o tym, co stałoby się, gdyby garść śniegu przytknąć do jej twarzy; i chyba śnieg przejąłby jej zapach, a ja patrząc na białe drzewa i gwiazdy, myślałbym o tym, iż zima pachnie nią. A wtedy mógłbym pójść do jakiejś gospody i upić się po to, aby wracając wężowym krokiem do domu, zaczepiać innych mężczyzn i mówić im o tym, że mógłbym iść poprzez miasto za nią i odnaleźć ją po zapachu.

Potem - rzekł - będziemy jakiś czas w mieście razem, a ty sobie znajdziesz młodego, fajnego chłopaka i odejdziesz z nim. I będziesz miała i męża, i dom, i wszystko, i nic... A potem? Potem znowu będą jakieś góry i jakiś las, i coś, co będzie dręczyć.

Czuł ją ciągle przy sobie; aż po czubki włosów wypełniony był owym dziwnym, cięższym od ołowiu, boleśniejszym od męki umierania, słodszym od najpiękniejszych wierszy uczuciem, jakie daje noc z kimś, na kogo czekało się przez tysiące chwil, kogo pragnęło się przez wiele bezsennych nocy, kogo widziało się w każdej na ulicy spotkanej twarzy, kogo oczekiwało się przy każdym pukaniu do własnych drzwi; przez kogo nienawidziło się nieba, ziemi i ludzi; i przez kogo kochało się wszystko.

Mieli prawdopodobnie te same głęboko skrywane problemy: 
samotność i głód miłości, do której nie byli zdolni.



- Czy pani pije herbatę z cukrem?
- Tak.
- To dobrze. Ale ja piję bez cukru. Możemy teraz pojechać na kawę, pani zamówi swoją kawę, a ja pani podam swój kawałek cukru. Potem ja wyjadę z tego miasta, wrócę tutaj za pół roku, znów się spotkamy i pójdziemy na kawę, a wtedy ja w milczeniu położę przed panią kostkę cukru. I nie odezwę się ani słowem, a pani już będzie wszystko wiedzieć o tym, co przeżyłem w ciągu tego pół roku.


A teraz powiem ci jedną rzecz: ludzie sami nie zmieniają się nigdy. Ludzi zmienia życie.

- Oszalałaś - powiedział.
- Nie - rzekła. - Ale chciałabym oszaleć. Tak by było najlepiej.


Wziął kapelusz i szybko, żeby się nie rozmyślić, wyszedł. Należał przecież do tych artystów, którzy w każdej chwili - przecież niczym doprawdy nie żyjąc - na miejsce tego stwarzają sobie piekło udręki. O niczym nie świadczą ich poranne twarze, nie warto wierzyć ich oczom.

Nie lubię dworców kolejowych. To mi zawsze pachnie rozstaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz