sobota, 12 października 2019

Olga Tokarczuk

Wszystko przeminie. Mądry Człowiek wie o tym od samego początku i niczego nie żałuje.


Co to za świat? Czyjeś ciało przerobione na buty, na pulpety, na parówki, na dywan przed łóżkiem, wywar z czyichś kości do picia... Buty, kanapy, torba na ramię z czyjegoś brzucha, grzanie się cudzym futrem, zjadanie czyjegoś ciała, krojenie go na kawałki i smażenie w oleju... Czy to możliwe, że naprawdę dzieje się ta makabra, to wielkie zabijanie, okrutne, beznamiętne, mechaniczne, bez żadnych wyrzutów sumienia, bez najmniejszej refleksji 

Uważam mianowicie, że ludzka psychika powstała po to, żeby nas obronić przed zobaczeniem prawdy. Żeby nie pozwolić nam na ujrzenie mechanizmu wprost. Psychika to nasz system obronny - dba o to, żebyśmy nigdy nie pojęli tego, co nas otacza. Zajmuje się głównie filtrowaniem informacji, mimo że możliwości naszego mózgu są ogromne. Bo nie dałoby się unieść tej wiedzy. Każda najmniejsza cząstka świata składa się bowiem z cierpienia.

Więzienie nie tkwi na zewnątrz, ale jest w środku każdego z nas. Może jest tak, że nie umiemy bez niego żyć.


...Żyjemy w świecie, który sobie wymyślamy. Ustalamy sobie, co jest dobre, a co nie, rysujemy mapy znaczeń... A potem całe życie zmagamy się z tym, cośmy sobie wykoncypowali. Problem polega na tym, że każdy ma swoją wersję, i dlatego tak trudno się jest ludziom porozumieć.

Nie, nie,ludzie w naszym kraju nie mają umiejętności zrzeszania się i tworzenia wspólnoty, nawet pod sztandarem prawdziwka. To kraj neurotycznych indywidualistów, z których każdy, gdy tylko znajdzie się wśród innych, zaczyna ich pouczać, krytykować, obrażać i okazywać im swoją niewątpliwą wyższość.

Zrozumiałam, że należymy do tych ludzi, których świat bierze za bezużytecznych. Nie robimy nic istotnego, nie produkujemy ani ważnych myśli, ani potrzebnych przedmiotów, pożywienia, nie uprawiamy ziemi, nie napędzamy żadnej gospodarki. Nie rozmnożyliśmy się specjalnie, oprócz Matogi, który ma syna, nawet jeżeli to jest Czarny Płaszcz. Nie przysporzyliśmy dotąd światu żadnego pożytku. Nie wpadliśmy na pomysł żadnego wynalazku. Nie mamy władzy, nie dysponujemy niczym oprócz naszych małych włości. Wykonujemy swoje prace, ale one są zupełnie bez znaczenia dla całej reszty. Gdyby nas zabrakło, nic by się właściwie nie zmieniło. Nikt by tego nie zauważył.

Cóż to za strata inwencji — oficjalne imiona i nazwiska. Nigdy się ich nie pamięta, są tak oderwane od osoby i banalne, że w niczym jej nie przypominają. Na dodatek każda generacja ma swoje mody i nagle wszyscy nazywają się Małgorzata, Patryk albo — nie daj
Boże — Janina. Dlatego staram się nigdy nie używać imion i nazwisk, lecz raczej określeń, które przychodzą do głowy samoistnie, gdy patrzymy na kogoś po raz pierwszy. Jestem
przekonana, że jest to najwłaściwszy sposób używania języka, nie zaś przerzucanie się słowami wypranymi ze znaczeń. (...) Uważam, że każdy z nas widzi innego Człowieka w swój własny sposób, więc ma prawo nadać mu takie imię, jakie uważa za stosowne i pasujące. Tak oto jesteśmy wieloimienni. Mamy tyle imion, z iloma ludźmi wchodzimy w jakieś związki. Nazwałam Świerszczyńskiego Matogą i myślę, że to miano dobrze oddawało jego Właściwości.


Ludzie , którzy całymi dniami włóczą się po lesie z powodu grzybów, muszą być śmiertelnie nudni.



piątek, 8 marca 2019

Jo Nesbø



Kobiety nie są tak próżne, gdy chodzi o władzę, jak mężczyźni, nie muszą demonstrować władzy, zależy im jedynie na takiej władzy, która może im dać to, czego pragną. Bezpieczeństwo, pożywienie, rozkosz, zemstę, spokój. Kobieta myśli racjonalnie, nie jest zainteresowana bitwą ani czczeniem zwycięstwa. A ponieważ posiada wrodzoną zdolność dostrzegania słabości swojej ofiary, instynktownie wie, kiedy powinna uderzyć, a kiedy zostawić ją w spokoju. Takich rzeczy nie można się wyuczyć..."

wtorek, 29 stycznia 2019

Coollen Hoover

"Kiedy byłam na studiach, kazano mi napisać artykuł o małżeństwie z sześćdziesięcioletnim stażem. Oboje byli po osiemdziesiątce. Gdy przyjechałam zrobić z nimi wywiad, byłam zadziwiona tym, jacy są zgrani. Sądziłam, że po sześćdziesięciu latach ma się dość tej drugiej osoby. Ale oni patrzyli na siebie, jakby wciąż się nawzajem szanowali i podziwiali, choć z pewnością przeszli razem niejedno.
Zadałam im różne pytania, a najbardziej poruszyła mnie odpowiedź na ostatnie z nich: „Jaki jest sekret idealnego małżeństwa?”.
Starszy pan pochylił się do przodu i spojrzał na mnie z powagą. "Nasze małżeństwo nie było idealne – powiedział. – Żadne małżeństwo nie jest. Zdarzało się, że żona z nas rezygnowała. Częściej zdarzało się, że rezygnowałem z nas ja. Sekret naszego długiego stażu polega na tym, że nigdy nie zrezygnowaliśmy w tym samym czasie."
Nigdy nie zapomnę szczerości tej odpowiedzi."

- Colleen Hoover

czwartek, 10 stycznia 2019

Julian Tuwim

"Zawsze, gdy na mnie spojrzysz
wiedz, że jestem smutny
nie dlatego
(dlaczegokolwiek o czym pomyśleć możesz)
ale dla czegoś innego, dalekiego
czym ty się nigdy nie trwożysz

Umrę ci kiedyś
Oczy mi zamkniesz
I wtedy swoje
Smutne, zdziwione
Bardzo otworzysz"

Julian Tuwim

czwartek, 2 sierpnia 2018

Emil Cioran



"Kontakt z ludźmi zużywa mnie. Absolutnie nie rozumiem, w jaki sposób ludzie interesu, politycy, handlowcy potrafią spotykać się z tyloma ludźmi i szlag ich nie trafia".


Jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci.


Bywają noce tak pełne udręk, że nazajutrz należałoby zmienić nazwisko, bo nie jest się już tym samym, co pierwej.


Gdziekolwiek się ruszę — to samo uczucie nieprzynależności, bezużytecznej gry. Udaję zainteresowanie czymś, co mnie zupełnie nie obchodzi, kręcę się tu i tam, ale nigdy nie jestem "w środku", w żadnym określonym miejscu. To, co mnie przyciąga, znajduje się gdzieś indziej, czym zaś owo "gdzie indziej" jest — nie wiem


Te chwile, gdy pragniesz być absolutnie sam, bo masz pewność, że będąc sam na sam z sobą, potrafisz odkrywać prawdy rzadkie, jedyne, wyjątkowe - a potem rozczarowanie, gorycz, gdy się przekonujesz, że z tej uzyskanej wreszcie samotności nic się nie rodzi, nic urodzić się nie mogło.


Szczęśliwi mogą być tylko ludzie nic niemyślący, tzn. myślący tylko tyle, ile trzeba, aby żyć.


Wszelkie przywiązanie jest koniec końców źródłem bólu. Szczęśliwi, po tysiąckroć szczęśliwi, którzy obywają się bez niego. Samotny nie opłakuje nikogo, nikt też nie płacze nad nim. Niech ten, kto nie chce cierpieć, kto czuje trwogę przed zgryzotą, uwalnia się od ludzi.


Są doświadczenia, po których człowiek nie może już dalej żyć. Czujemy wówczas, że cokolwiek byśmy robili, nie ma to już żadnego znaczenia.


Schopenhauer twierdzi, że gdyby zastukać w grobowe płyty i zaoferować umarłym życie, odmówiliby co do jednego. Ja natomiast sądzę, że z radości umarliby raz jeszcze.



Jan Brzechwa

Księżyc znad obłoków
Ściany domu bieli,
Dzieli mnie sto kroków
Od twojej pościeli.

Pod księżycem brodzę
Srebrną drogą polną,
Iść mi po tej drodze
Do ciebie nie wolno.

Mnożą się tęsknoty
Serca spragnionego,
Szaro-bure koty
Snu twojego strzegą.

Otwórz okiennice,
Wychyl dłonie swoje,
Spójrz, jak pod księżycem
Zakochany stoję.

Spójrz, jak w górze lata
Anioł srebrnolicy
I na mapie świata
Szuka Mogielnicy.

__
Jan Brzechwa, Noc w Mogielnicy
Sydney, lata 30. (Biblioteka Nowej Południowej Walii)

czwartek, 29 marca 2018

Andrzej Poniedzielski

Uwaga!!!
Jeżeli ktoś powie ci,
że życie piękne jest,
a mówiąc to, wzruszon będzie,
na pograniczu drżenia głosu,
to zaopiekuj się nim,
bo on chyba, kurwa, przybył z kosmosu.

wtorek, 20 marca 2018

Edward Cumming

poszukiwaczu prawdy
nie idź żadną drogą

wszystkie drogi prowadzą do zaraz
a prawda jest teraz





lubię moje ciało kiedy jest przy twoim
ciele. Staje się całkiem nową rzeczą.
Mięśnie lepsze nerwów więcej.
lubię twoje ciało. lubię to co robi.
lubię jego jaki. lubię czuć twój
kręgosłup i kości i drżącą
jędrną gładkość którą będę
znowu i znowu i jeszcze raz
całował, lubię całować twoje to i tamto lubię,
lubię głaskać powoli zmierzwioną grzywę
twego naelektryzowanego futerka i uczucie
otwierającego się ciała. I oczy wielkie okruchy miłości

i możliwe że lubię ten dreszcz

ciebie pode mną tak całkiem nowej





niech moje serce zawsze otwarte będzie na małe
ptaki które są sekretem życia
bo to co śpiewają lepsze jest niż wiedzieć
i jeżeli ludzie nie słyszą ich to ludzie starzy są

niech mój umysł włóczy się bez celu głodny
nieustraszony spragniony i giętki
i nawet jeżeli jest niedziela chcę się mylić
bo kiedykolwiek ludzie mają rację to ludzie nie są młodzi

i niech moje ja nie robi nic użytecznego
i kocha ciebie bardziej niż naprawdę
bo nie było jeszcze takiego głupca który przegrałby

jednym uśmiechem otwierając bramy niebieskie




gdy węże będą walczyć o prawo pełzania
a słońce zastrajkuje by zarobić więcej
gdy ciernie zaczną róże wstydliwie zasłaniać
i gdy się od starości ubezpieczą tęcze

gdy drozd nie będzie śpiewał przy księżyca blasku
póki puszczyki jego głosu nie ocenią
-a każda fala złoży swój podpis na piasku
bo jeśli nie to władze rozwiążą ocean

gdy dąb będzie upraszał brzozę o koncesję
na rodzenie żołędzi-doliny oskarżą
szczyty gór o wyniosłość-a marzec doniesie
że kwiecień, znany łotr, jest winien sabotażu

wtedy, nieufni dotąd, uwierzymy wreszcie
w niezwykłą niezwierzęcą ludzkość (lecz nie wcześniej)




Dotyk twych palców zmienia wszystkie rzeczy
w pierwiosnki
czas rozkochany włosy twoje czesze:
tę gładkość, która
mówiśpiewem
(choćby miłość trwała tylko jeden dzień)
śmiało, chodź ze mną w dal pod jasnym niebem.

Twoje najbielsze stopy krucho kroczą
i stale
bawią się w pocałunki twe wilgotne oczy,
pytając dziwną
śpiewną mową
(choćby miłość trwała tylko jeden dzień)
której dziewczynie kwiaty niesiesz znowu?

Być twoimi ustami to rzecz tak mała
i słodka
śmierci, bogatsza jesteś bardziej niżbyś chciała,
jeśli to jedno
złowić umiesz
(choćby miłość trwała tylko jeden dzień)
a życie wcale, niechby trwał ten pocałunek.

mieć szczęście znaczy znajdować
Dziury tam gdzie
nie ma kieszeni mieć
szczęście to wydawać

się wesołym a nie
wydawać pieniędzy mieć szczęście to
Oddychać
rosnąć śnić

umierać kochać a nie
Bać się jeść spać zabijać
i posiadać ty mam szczęś
-cie my ma szczęście wielkie więk-

sze
naj
-W-
iększe




O parę kroków 
 od czubka buta
mysz wpół Otruta 
 pyta mnie wzrokiem 
 sponad podłogi 
 co ja Takiego 
zrobiłam czego 
 Ty byś nie zrobił


No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim 
ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę 
ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie 
jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie) 


i nie znam lęku 

przed lo­sem (ty je­steś moim lo­sem) nie pra­gnę 
pięk­niej­szych świa­tów (ty je­steś mój świat praw­dzi­wy) 
ty je­steś tym co księ­życ od da­wien daw­na zna­czył 
tobą jest co słoń­ce kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa 

oto jest ta­jem­ni­ca któ­rej nie dzie­lę z ni­kim 
(ko­rzeń ko­rze­nia za­lą­żek pierw­szy za­ląż­ka 
nie­bo nie­ba nad drze­wem co zwie się ży­ciem; i ro­śnie 
wy­żej niż du­sza za­pra­gnie i umysł zdo­ła za­ta­ić) 
cud co gwiaz­dy pro­wa­dzi po udziel­nych or­bi­tach 

no­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) 






Kazimiera Iłłakowiczówna

Zniknie nad brzegiem, ujdzie za skały
Żagiel, w błękicie jak skrzydło — biały
na rozpalonym zboczu rozścielę
wiatr przedwieczorny pachnące ziele,
niską buczyną, ostrym jałowcem
wstrząśnie nad dzikim, górskim manowcem.


Dom jest daleko, świat jest daleko,
Za zapomnienia górą i rzeką:
nic nam nie grozi, nikt o nas nie wie:
ptak w migdałowym ukryty drzewie
potrząsa skrzydłem i gwiżdże z cicha ,
Zdeptany piołun wonią oddycha.


Połóż mi rękę pod senną głowę.
Wczoraj — zginęło, dzisiaj — jest nowe,
jutro — pod żaglem białym na głębi.
Jesteśmy wolni, jesteśmy sami
śród ziół pachnących, pod błękitami.


Koniki polne w kamieniach dzwonią,
Serce zamiera, jak ptak pod dłonią,
Czas coraz pustą napełnia czaszę...
Wczoraj — zginęło, dzisiaj jest nasze,
a jutra nie chcę widzieć za mgłami
oczy, zamknięte pocałunkami.
____
Kazimiera Iłłakowiczówna, Błękitna chwila

Julian Przyboś

Zmęczeni, spocząwszy na posłaniu z dłoni,
czekamy,
aż parujący pot z ciała nas ulotni
i poniesie na marzeniach,
aby nas położyć na rzęsach, w kołysce dwóch powiek.
W pokojach ciszy, na podścielonych snach
odpoczywamy
uchyleni połowie,
a czyn nasz, tak cały, że obie ręce przepełniał,
przez nasze źrenice się toczy.
Minuty mijają nas
i czas pełznie w błękicie naszych oczu.
____
Julian Przyboś, Zmęczeni

Konstanty Ildefons Gałczyński

A ja tobie bajki opowiadam,
szeptów moich słuchasz bardzo rada.
Lśnień dodaję twym oczom i włosom,
jesteś cała jak srebrny posąg,
a ja biję przed tobą pokłony,
zakochany, zazdrosny, spragniony,
i nazywam ciebie srebrną nocą,
srebrną różą z ręki zwisającą.
Loki twoje mrok barwi na modro
i spokojna jest twoja mądrość.

__
K. I. Gałczyński, A ja tobie bajki opowiadam, 1953

wtorek, 27 lutego 2018

Czesław Miłosz

ESSE


Przyglądałem się tej twarzy w osłupieniu. Przebiegały światła stacji metra, nie zauważałem ich. Co można zrobić, jeżeli wzrok nie ma siły absolutnej, tak żeby wciągał przedmioty z zachłyśnięciem się szybkości, zostawiając za sobą już tylko pustkę formy idealnej, znak, niby hieroglif (…)? Lekko zadarty nos, wysokie czoło z gładko zaczesanymi włosami, linia podbródka (…). Wchłonąć tę twarz, ale równocześnie mieć ją na tle wszystkich gałęzi wiosennych, murów, fal, w płaczu, w śmiechu, w cofnięciu jej o piętnaście lat, w posunięciu naprzód o trzydzieści lat. Mieć. To nawet nie pożądanie. (…) Na to mi przyszło, że po tylu próbach nazywania świata umiem już tylko powtarzać w kółko najwyższe, jedyne wyznanie, poza które żadna moc nie może sięgnąć: ja j e s t e m – ona j e s t. Krzyczcie, dmijcie w trąby, utwórzcie tysiączne pochody, skaczcie, rozdzierajcie sobie ubrania, powtarzając to jedno: j e s t!


Wysiadła na Raspail. Zostałem z ogromem rzeczy istniejących. Gąbka, która cierpi, bo nie może napełnić się wodą, rzeka, która cierpi, bo odbicia obłoków i drzew nie są obłokami i drzewami.

sobota, 10 lutego 2018

Rozmowa z miłością


Noc. Znów bezsenna. Tydzień temu usłyszałam od niego:
– Wybacz, ale to się nie uda. Nie chodzi o ciebie tylko o mnie. Nie gniewaj się.Te słowa w różnych wariantach słyszałam wiele razy. A czasem po prostu znikali, bez żadnych słów. To było przykre i bolało.
Znów prześladują mnie myśli: co robię nie tak? Dlaczego mam takiego pecha? Przecież nie jestem brzydka, nie jestem głupia, nie jestem jakąś lalunią. Wszystko się sypie, bo nie ma w moim życiu Miłości. Całkiem nie ma, nie ma i już.
Chyba płakałam. W chwili totalnej rozpaczy, patrząc w sufit, zaczęłam desperacko powtarzać:
– Błagam! Tak bardzo pragnę Miłości! Nie mogę żyć bez Miłości! Niech przyjdzie do mnie Miłość! Błagam! Błagam!
– Jestem, – powiedziała Miłość. Spójrz na mnie.
Siedziała w fotelu przy oknie. Wyglądała na zmęczoną i była podobna do udręczonej gospodyni domowej. Prawdopodobnie miałam wątpliwość wypisaną na twarzy, bo Miłość uśmiechnęła się i powiedziała:
– Mogę zmieniać swoje oblicza. Mogę być taka…
W jednej chwili zmieniła się w zachwycającą, iskrzącą srebrem Królową Śniegu.
– Albo taką…
Na miejscu Królowej siedział teraz wesoły berbeć w wieku około 5 lat, z buzią utytłaną czekoladą.
– Taką też…
Czuły obrazek młodej kruchej dziewczyny grającej na skrzypcach.
– I taką…
Namiętna, płomienna, nieokiełznana Carmen.
– Jednym słowem, każdy ma własny obraz mnie, – podsumowała.
Na fotelu znów siedziała udręczona gospodyni domowa.
– Wołałaś mnie. Po co? – spytała Miłość zniecierpliwiona.
– Jak to po co? – powiedziałam niepewnie. Chcę Miłości. Chcę, żebyś była obecna w moim życiu. Zawsze. Wszyscy mają Miłość, ja też powinnam mieć.
– Nikomu nic nie jestem winna, – sprzeciwiła się Miłość. Tam, gdzie pojawia się wyraz „powinnam” ja nie mieszkam. Odchodzę. Albo umieram.
– To ty nie jesteś nieśmiertelna? – zdziwiłam się.
– Często jestem zabijana. Powstaję z popiołów, jak Feniks albo odradzam się w innym miejscu, w innym obliczu, w innej jakości. Pod tym względem jestem nieśmiertelna.
– Ale w jaki sposób można zabić Miłość?
– Zabijają mnie Pretensjami. Krzywdami, Kłamstwem. Zdradą. Zazdrością. Dążeniem do niepodzielnego posiadania. Oraz wyrazem „powinnam” – westchnęła smutno Miłość. Przez całą swoją historię ludzkość wymyśliła bardzo wiele sposobów zabijania Miłości.
– Tak, to prawda, Miłość często jest nieszczęśliwa, – powiedziałam.
– Nie, moja droga, Miłość to właśnie jest Szczęście. Jeśli Miłość jest nieszczęśliwa to nie jestem ja, pomyliłaś mnie z kimś innym.
– Ale z czym można pomylić Miłość? – zdziwiłam się jeszcze bardziej.
– Z namiętnością. Z pragnieniem, by być komuś potrzebnym. Z dążeniem, by dowieść, że nie jesteś gorsza od innych. Z chęcią korzyści. A bo to mało rzeczy, z którymi mylicie Miłość? Ludzie bez przerwy mylą jedno z drugim. Większość z was po prostu nie wie, co to jest Prawdziwa Miłość.
– Poczekaj! Przecież przeczytałam tyle książek o miłości! Każdy wie, co to jest Miłość: Romeo i Julia, Otello i Desdemona, Anna Karenina.
– Dziecinko, czy ty wiesz, co mówisz??? roześmiała się Miłość. Naprawdę myślisz, że to ja? Miłość – truję, duszę, unicestwiam, zabijam???
– Ale to przecież z Miłości?! Przez ciebie! Z twojego powodu!
– Nie, – ze smutkiem odparła Miłość. To ze strachu. Ze strachu przed utratą. Ze strachu przed odrzuceniem, przed byciem oszukanym. Ze strachu przed samotnością. To Strach zabija Miłość, dziecinko.
Całkiem się pogubiłam. Miałam chaos w głowie. Wszystko, w co dotychczas wierzyłam, co było pewne i niepodważalne, nagle stało się płynne i efemeryczne.
– No to jaka jesteś naprawdę? – spytałam.
– Naprawdę jestem cierpliwa, nie zazdrosna, nie wyniosła, nie pasywna, nie patrzę na korzyści, nie irytuję się, nie mam złych intencji, kocham prawdę, wszystko naprawiam, we wszystko wierzę, na wszystko mam nadzieję, wszystko zniosę.
– Na wszystko masz nadzieję, wszystko zniesiesz – powtórzyłam. Ja też jestem gotowa we wszystko wierzyć i wszystko znosić i mieć nadzieję. A ciebie wciąż nie ma, nie przychodzisz. Dlaczego mnie omijasz?
– Bo ty się mnie boisz – odpowiedziała Miłość zmęczonym głosem. Przychodzę, stoję obok, ale wolisz mnie nie zauważać. Nie pozwalasz mi zamieszkać w swoim sercu.
– Ja? Boję się?? Miłości??? – zdenerwowałam się. To nieprawda!
– Boisz się bólu. Uważasz, że Miłość to nieuchronny ból.
– A czy tak nie jest?
Miłość zaczęła mnie drażnić swoimi paradoksami.
– Nie jest! – zaprzeczyła Miłość. Nie ma we mnie żadnego bólu. Ludzie to sobie wymyślili. Jestem piękna. Lekka. Wolna. Jestem jak motyl na dłoni. Trzymałaś kiedyś motyla na dłoni?
– W dzieciństwie, – przypomniałam sobie. Stałam bez ruchu i podziwiałam, prawie przestałam oddychać.
– A gdybyś zacisnęła pięść?
– Motyl by zginął.
– Ja też ginę, kiedy ktoś próbuje mnie przytrzymać. Zacisnąć pięść. A czasem ktoś mnie w ogóle chce zasuszyć i nadziać na szpilkę, jak trofeum – wyszeptała Miłość. Co wy ze mną robicie, ludzie? I ze sobą?
Zapadła cisza. Milczałyśmy obie. Przed oczami miałam swoje życie. Ileż to razy zaciskałam pięści. Łapałam za skrzydła.
A potem płakałam nad zimnym ciałkiem Miłości, nie rozumiejąc, czemu umarła. Miłość pokiwała głową, zgadując moje myśli:
– Tak, zachowywałaś się jak nierozumne dziecko. Złapać, zatrzymać, nie puścić, zniewolić. To takie ludzkie.
Spojrzałam na Miłość jakimiś innymi oczami. Oto siedzi na fotelu Motyl, którego zmienili w udręczoną gospodynię domową. Ja zmieniłam! Sama, nikt mi nie kazał. A teraz wciąż czegoś od niej wymagam. Każdy czegoś od niej wymaga, wymaga, wymaga. I zaciska coraz mocniej pięść i urywa te kruche, kolorowe skrzydełka, łamie je, gniecie. Łzy ciekły po mojej twarzy.
– Miłość, a co ja mogę dla ciebie zrobić? – spytałam łkając.
– Przyjąć mnie jak Dar. Nie ograniczać mojej wolności. Po prostu daj mi miejsce na swojej dłoni, – poprosiła Miłość. Przecież ja też tak bardzo tęsknię do ludzi.
– Nie odejdziesz więcej? – spytałam.
– W ogóle nigdzie nie odchodziłam, – powiedziała Miłość. – Zawsze jestem obok. I zawsze czekam.

Pewnie miałam dobre, jasne sny, bo obudziłam się z uśmiechem. A gdy odsłoniłam okna, zobaczyłam, że w nocy padał deszcz. Kałuże połyskiwały w słońcu. Świat był odnowiony, odświeżony i radosny. A na szybie siedział rozkoszny, nieprawdopodobnie piękny motyl”.


poniedziałek, 2 października 2017

Krzysztof Kamil Baczyński

Nokturn

Gorzko pachną samotną jesienią
te wieczory bez Ciebie umarłe,
kiedy marzę zaplątany w jesień,
kiedy serce mnie dławi pod gardłem.
Kiedy liście żółtawym odblaskiem
spełzną na dół na ściśnięte pięście,
w mgłach daleko zagubiona radość,
w mgłach daleko zagubione szczęście.
Potem noce mnie ciszą umęczą,
myśli spali błyskawicą drżenie,
potem serce mi wydrze przymarłe
jesień w wieczór spłakany wspomnieniem.

wtorek, 25 lipca 2017

Bogusław Adamowicz

Wąż


W nocy, gdy świat się w mroki pogrąży bezwładne
I uśnie w zimnych brzegach toń zdrętwiała morza,
Ja w twą alkowę senną cicho się zakradnę,
Podpełznę niewidzialny do twojego łoża.
I tam, gdzie się twa postać w świetle lampki bieli,
Gdzie skroń twa tajnym znojem gorączkowo pała,
Przyczołgam się się do ciepłej ciepłem twej pościeli
I do wezgłowia twego dziewiczego ciała.
Pod rąbki twej bielizny, szyją gadu śliską,
Wśliznę się do nagiego, dyszącego łona,
Jaszczurczą piersią przylgnę doń tak strasznie blisko —
Jak żadna pierś doń nigdy nie była zbliżona.
Potem w długie objęcia ujmę twe ramiona,
Kształtne nogi i biodra, krągłą pierś i szyję —
Wokoło ciebie całej cały się obwiję! —
I nareszcie — ty ze snu ciężkiego zbudzona,
Ockniesz się — i przejęta rozpaczliwą trwogą —
Ujrzysz ponad swym czołem głowę mą złowrogą
I dwoje ócz jaszczurczo utkwionych w twem oku,
Bezlitośnie płonących pożądliwym żarem...
Wzdrygniesz się i zechcesz krzyknąć— lecz pod strasznym czarem
Tego bezlitosnego wężowego wzroku
Zamrze ci głos — i serce skrzepnie — i bezwiednie
W rozpaczliwym poddaniu głowa ci opadnie,
I z przymgloną powieką — z obumarłym ciałem —
Roztulisz drżące usta...
Wtedy — z dzikim szałem —
Ja gwałtownie zakręcę swych uścisków zwoje,
W objęciu swym duszącym pierś twą ścisnę śnieżną —
I w słodkie twoje usta z tkliwością lubieżną,
Śmiertelnym tchnące jadem, żądło chciwie wpoję.

Waldemar Żyszkiewicz

"Kobieta roztrzepana, kobieta roztropna"

Kobieta roztrzepana miewa czterech mężczyzn:
narzeczonego, męża, kochanka i chłopca.
Dlaczego właśnie czterech zgadnąć niepodobna,
czy to, że roztrzepana? czy to, że roztropna?

Mąż daje jej legalność, w zamian trzyma żonę.

Od kochanka pochodzi jej prestiż kobiecy:
stabilizacja zmysłów, szlachetne prezenty.

Narzeczony przynosi woń perfum i kwiaty,
właściwy obiekt uczuć. W dobrym towarzystwie
rozmowny, czarujący, nadzieja na przyszłość.

A chłopiec, po co chłopiec? Cóż może dać chłopak?
Z powagą naiwności swój młody czas daje:
wierzy w miłość, pożąda, o miłości mówi,
najwięcej ofiaruje, a najmniej dostaje.

Dla kobiety roztropnej czterech nie za wiele;
Każdy miewa ją taką, jak sobie pościele.

Mariola Adamczyk

Spocone jesienną mgłą

Spocone jesienną mgłą
szyby samochodów

Chłód —
Oddalenie

Czyżbyś odchodził
— delikatnie, grzecznie
po swojemu

Może to już czas
kiedy będziemy
spotykać się przypadkiem

Emil Zegadłowicz


Najpiękniejszy wiersz

Miła moja kładzie się spać,
bardzo po nocy miłosnej zmęczona —
— skośny zachód złoci się jak bursztyn,
w którym słońce zadymione kona.

Piszę wiersz ten... "może ci przeszkadzam — ? —"
ach! przeciwnie! — dość z tymi rymami!
— wiersz dokończę szczęśliwiej i lepiej

na Twych wargach moimi wargami.


Przywitanie
Emil Zegadłowicz
Po tak długich miesiącach
po tak strasznej rozłące —
jakie oczy masz modre,
jakże usta gorące! —

Więc to prawda! — więc jesteś — ? —
— więc dotykam Cię żywą,
istniejącą jak życie
i jak życie prawdziwą — ? —

Klękam — stopy Twe kładę
na mą głowę schyloną —
palce moje są zimne —
myśli huczą i płoną —

Klękasz drżąca koło mnie —
modlimy się do siebie —
— staliśmy się bogami

— zamieszkaliśmy w niebie -


"Szał"


Gdy mi nagle zarzucasz nogi na ramiona

wrzącej w żyłach rozkoszy warem rozogniona -

gdy ręce moje, węże oszalałe żądzą,

po udach Twych i brzuchu ślepe, gniewne błądzą -

gdy Twe trzewia nasienia opryskuje wrzątek,

gdy krzyczę żeś Ty wieczność, koniec i początek -

gdy wołam: daj mi oczy! daj mi Twoje oczy! -

- ziemia zrywa praw łańcuch i w bezkres się toczy

z świstem, z łopotem, z hukiem! - ziemia - klacz chutliwa

pędzi! tętni! - a nad nią skier pienistych grzywa!

Do grzbietu jej przywarci, przemienieni w jedno,

lecimy w zawierusze gwiazd w groźne bezedno!



Dziewięciosił

Dziewczyno! — Noce nieprzytomne,
dziewięćkroć spięte żądzą ciał!
Noce szczęśliwe, przeogromne,
straszliwy krzyk! tętniący szał!

Ust krwawe zwarcie, źrenic mowa,
biódr wrosłych w siebie mocny splot —
jękiem splątane, czułe słowa
i włosów Twoich suchy pot!

Znużonych krótki sen nas zmaga —
lecz nagle budzi żądzy głód —
i znów pode mną leżysz naga
w tym podniesieniu cudnych ud.

Wpierw tajemnicę Twoją pieszczę
szaleństwem szybkim warg i ócz —
palcami wołam w Tobie dreszcze,
pożarem: wyżej biodra złucz!

Wsysam się w płatki Twe różowe —
— pieszczota, zalew krwi — aż ból!
— wtulam w Twój przepych skwarną głowę,
na wargach czuję krew czy sól —

Jesteś zjawieniem z mórz zrodzonem,
wstałaś, Afrodis, z wód i zórz —
przeto tak pachniesz burz ozonem
i słona jesteś ciszą mórz.

Płomienną lawą kasztanową
tryskam jak wulkan w głąb Twych trzew
a nad zapachem drży echowo
dionizyjski, winny śpiew!

Euoi! — — i znów się szał rozpłoni,
bo piję wciąż, z rozkoszy mrąc,
z wnętrza Twej cudotwórczej dłoni
nieustającą siłę żądz.


Gałązka jodłowa

Upuściłaś odchodząc gałązką jodłową
u progu mojej chaty; znalazłem ją rano
i podniosłem skwapliwie, jakby dobre słowo,
które żniwiarzom zbożnie na szczęście wołano.

Wszystko mi przypomniała ta gałąź zielona
jak kolęda, co wskrzesza dnie młodości zbiegłej —
więc z dziecięcą radością wziąłem ją w ramiona
dziękując progom, że ją przed wichrem ustrzegły.

I tak mi się wydało, że ciebie w dom niosę —
i bałem się niebacznie z igieł strącić rosę,
bo była jak łza twoja po szczęścia podróży.

Schowałem skarb bezcenny między księgi moje;
może, gdy przyjdą trwogi, bóle, niepokoje —

jasną i szczęsną dolę znowu mi wywróży.


Gdziekolwiek

Gdziekolwiek zwrócę oczy — widzę tylko Ciebie!
łąką jesteś i rzeką i słońcem na niebie.

Gdziekolwiek słuch skieruję — Twój głos jeno słyszę
— jeśli nawet jest ciszą, ja słyszę tę ciszę.

W powietrzu, na ulicy, na miedzach i grapach
niebo i ziemia mają Twego ciała zapach.

Wargi moje miód znoszą z miodzistych wyrębów —
to smak krwi Twej żywicznej i smak Twoich zębów.

W dolinach zbożne łany, czy na szczytach chmury —
wszystko ma wonną słodkość i czar Twojej skóry.

Ruchy gwiazd i atomów, pieśń i wszelkie życie
reguluje rytm krwi Twej. Twego serca bicie.

Myśl moja Twej postaci wyrasta amforą,
uczucia kształt kwiecisty rąk i nóg Twych biorą.

Tajemnica rozkoszą i szałem spowita
o jutrzni ponad światem różami zakwita.


https://milosc.info/emil-zegadlowicz/

Bolesław Leśmian



Gdy zmierzch na oknie naszem już dosięga kwiatów,
My, w cień wspólny związani na znajomej ścianie —
Myślami do dwu różnych odbiegamy światów,
Dłońmi zwarci w tym ziemskim, jak na pożegnanie.

Wędrówka myśli naszych, stroniących od ciała,
Każe pod grozą straty trwać w znieruchomieniu —
Dech przy tchu, skroń przy skroni, ramię przy ramieniu
I unikać wszystkiego, co szumi, lub pała...

Czuję ucho twe miękkie — zgrzane przy mem uchu,
Lecz go nie śmiem ochłodzić wilgotnych warg brzegiem,
By dreszczem nieobacznym lub pieszczot zabiegiem
Nie skłócić nabytego od zmierzchów bezruchu.
____
Bolesław Leśmian, O zmierzchu, 1938Bolesław Leśmian, "Gdy domdlewasz na łożu…"

Gdy domdlewasz na łożu, całowana przeze mnie,
Chcę cię posiąść na zawsze, lecz daremnie, daremnie!

Już ty właśnie - nie moja, już nie widzisz mnie wcale.
Oczy mgłą ci zachodzą, ślepną w szczęściu i szale!

Zapodziewasz się nagle w swoim własnym pomroczu,
Mam twe ciało posłuszne, ale ciało - bez oczu!...

Zapodziewasz się nagle w niewiadomej otchłani,
Gdziem nie bywał, nie śniwał, choć kochałem cię dla niej!...


Bolesław Leśmian *** (Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz) Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz, Ale w innym sadzie, w innym lesie - Może by inaczej zaszumiał nam las Wydłużony mgłami na bezkresie.... Może innych kwiatów wśród zieleni bruzd Jęłyby się dłonie dreszczem czynne - Może by upadły z niedomyślnych ust Jakieś inne słowa - jakieś inne... Może by i słońce zniewoliło nas Do spłynięcia duchem w róż kaskadzie, Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz, Ale w innym lesie, w innym sadzie...



SŁOWA DO PIEŚNI BEZ SŁÓW

Znam ja na pamięć jedną dziewczynę... Znam jej westchnienia
I mym ustom uległość pieszczotliwie zawiłą.
Nic w niej nie było, oprócz uśmiechu i przeznaczenia -

I kochałem ją za to, że więcej nie było.

Leopold Staff,


Leopold Staff, "Gdy w twoich ustach"



Gdy w twoich ustach z nieukojem
Szukam twojego serca woni,
Chciałbym cię zgnieść w objęciu mojem,
Zawrzeć jak ptaka w mojej dłoni.

I ściskam twe najsłodsze ciało
Śniąc, bym, pijany szczęścia trunkiem,
Mógł pokryć ciebie całą, całą,
Jednym jedynym pocałunkiem.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Kazimierz Przerwa-Tetmajer, "Lubię, kiedy kobieta…"


Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
 
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
 
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
 
Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.